niedziela, 3 kwietnia 2016

#1 A może przeznaczenie

 - Ałć! - Syknęłam, czując jak mnie piecze skóra na przedramieniu. Odwracam gwałtownie głowę, by skierować swój gniewny wzrok na sprawcę mojego bólu. Jednakże kiedy zauważam idealnie wyprostowane, kruczoczarne włosy, sięgające lekko poniżej ramion od razu moja twarz przybiera pytającego wyrazu. - Co jest? - pytam, zerkając na miejsce, na którym widać odznaczone paznokcie. Krzywię się na ten widok, ponieważ teraz widzę, że to nie było zwykłe uszczypnięcie, lecz wbicie tipsów. Będzie siniak. Westchnęłam na tę myśl, odwracając wzrok ku mojej przyjaciółce.
   - Znowu się zawiesiłaś. - odpowiedziała, przewracając z irytacją oczyma.
   - Oh, a więc co mnie ominęło? - Zagadnęłam, wrzucając książki do torby, a następnie zamykając szafkę. Przekręciłam kluczykiem zamek. Upewniwszy się, że jest zamknięty, schowałam rzecz do plecaka i skierowałam swoją uwagę ku dziewczynie. Uniosłam brew dając jej do zrozumienia, żeby odpowiedziała.
     - Hmm.. No nie wiem. - zaczęła, stukając palcem o brodę. - Może to, że Oli znów stał naprzeciwko i przyglądał Ci się jak jakiś prześladowca. - zaśmiała się, opierając ręce na biodrach.
      Na jej słowa wzdrygnęłam się, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Nie, nie był on przyjemny. Pewnie zapytacie teraz dlaczego. Cóż.. Oli, a właściwie Olivier, jest moim byłym chłopakiem. Niestety rozstaliśmy się w niezgodzie przez jego... głupotę? Nie mam pojęcia do tej pory czy jego działanie było świadome, ale wiem na pewno, że nie wybaczę, a tym bardziej nie zaufam mu już nigdy. Dlatego teraz unikamy się jak ognia, przynajmniej ja jego jak tylko mogę.
     - Nie rozmawiajmy o nim - poprosiłam, poprawiając torbę na ramieniu i powoli ruszając w stronę auli. Gabriela, wiedząc jak bardzo drażni mnie ten temat, zaczęła mówić o tym, iż dowiedziała się, że w szkole ma zjawić się nowy nauczyciel plastyki. Kiedy tak opowiadała o malarstwie, czułam się dumna. W sumie to dzięki mnie postanowiła złożyć podanie do Jackson's Art School, na plastykę. A raczej jak to ona mówi "wydział edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych".
Zaśmiałam się pod nosem, przypominając sobie jej ton, gdy za każdym razem wymawiała ten tekst.
     - Jesteś pustą blondynką. Żal mi Cię... - usłyszałam i automatycznie zatrzymałam się. Spojrzałam na Gabrielę, a ta wzruszyła ramionami. - Odleciałaś. - Warknęła. - Znowu. - Dodała, przewracając oczyma. Zachichotałam, widząc irytację na jej twarzy. Wiedziałam, że pomimo to nie będzie się na mnie gniewać. Znam ją lepiej niż kogokolwiek innego i vice versa.
     Weszłyśmy do auli, gdzie miał odbyć się apel, ponieważ nasza pani dyrektor ma dla nas jakąś bardzo ważną nowinę. Pomimo tego, iż w pomieszczeniu było ponad 300 osób, szybko odnalazłam wzrokiem osobę, którą jeszcze jakiś czas temu darzyłam uczuciem. Nie patrz się na tego dupka! Słysząc w mojej głowie cichy głosik, do którego mam zaufanie, iż rzadko mnie zawodzi, posłuchałam się i odwróciłam spojrzenie, podążając za brunetką. Usiadłam na wolnym miejscu, po czym skupiłam się na postaci dorosłej kobiety, lekko po 40-stce. Stała na środku podestu, ubrana w czarne, lekko zwężane spodnie na kant, białą koszulkę, na której był umieszczony identyfikator z jej danymi, a na bluzce czerwony żakiet. Była bardzo szczupłą i zadbaną kobietą.  W sumie nasza pani Katherine Reed była jedną z najbardziej stylowych i wysportowanych profesorek uczących w naszej J.A.S.
     - Proszę o ciszę! - po tych słowach, w pomieszczeniu zapanował spokój, a wszyscy tak jak ja, skupili się na dyrektorce stojącej na środku.
      - Jak wszyscy wiedzą, co dwa lata odbywają się zawody artystyczne, pomiędzy naszymi szkołami J.A.S. Za każdym razem jest prezentowana inna dyscyplina..  - przerwała, podnosząc napięcie wśród uczniów. - W tym roku przypada na taniec w Jacksonville.
        Wraz z usłyszanymi słowami pani profesor, na sali rozpoczęły się oklaski i okrzyki radości. Sama również się uśmiechnęłam na tą wiadomość, jednak nie robiłam sobie nadziei, iż to ja będę prezentować szkołę z Manhattanu. Może i słyszałam wiele pochwał ze strony profesorów, ale nie będę tak dobra jak moi starsi rówieśnicy. Nie bądź pesymistką Izzy! Tym razem zignorowałam ten głosik. Nie ma co się oszukiwać. Jestem w tej szkole drugi rok, a nie czwarty czy piąty, więc moje zdolności w porównaniu do nich są na poziomie przedszkolaka...
       - Na tablicy ogłoszeń jest wywieszona lista uczniów z kierunku tanecznego, którzy mają przystąpić do prób i ćwiczeń z panem Smithem. Tam zostaną w ciągu następnych dwóch tygodni wyłonieni przedstawiciele szkoły. - ogłosiła, a następnie zeszła ze sceny.
       Kiedy kobieta wyszła z pomieszczenia od razu powstał gwar. Wszyscy zaczęli wymieniać się swoim zdaniem na temat tegorocznych zawodów. Jedni byli zawiedzeni, drudzy obojętni, a inni - Ci z kierunku tanecznego - uradowani. Dało się usłyszeć jak mówili: "muszę wziąć w tym udział", "mam nadzieję, że jestem na liście", "kocham taniec, muszę wygrać".
        A ja...? Wstałam jak reszta i ruszyłam za tłumem, kierując się na następne zajęcia. Podążenie w tym momencie do holu, gdzie jest tablica ogłoszeniowa, było praktycznie niemożliwe, ponieważ wszyscy, nawet ci z innego wydziału interesowali się listą. Postanowiłam, że zobaczę ją na następnej przerwie, bądź podczas lunchu.

        - Tak właśnie Shakespeare spędził ostatnie lata życia w New Place.  - powiedział pan Robinson, wskazując na tablicę, gdzie były wyświetlane zdjęcia.
       Wraz z jego ostatnimi słowami rozbrzmiał dzwonek. Chyba nigdy tak się nie denerwowałam, po spakowaniu swoich rzeczy, wyjściu z klasy i ruszeniu do głównego korytarza, gdzie wisiała ta lista. Mimo iż nie robiłam sobie nadziei, to czułam zdenerwowanie. Serce biło mi szybciej, w żołądku pojawiał się skurcz, a dłonie stały się mokre. To nienormalne.. Przecież nawet przed szkolnymi występami tak się nie bałam jak w tej chwili...
        Wdech. Wydech.. To tylko zwykła lista. Pomyślałam, starając się przekonać, ale na marne.
        Wykonując poprzednią czynność po raz trzeci, zorientowałam się, iż właśnie stoję przed dużą szklaną gablotą. Wystarczyła chwila bym odnalazła wzrokiem tą przeklętą kartkę.
        "Uczniowie z wydziału edukacji artystycznej w zakresie tanecznym."
        Zamknęłam oczy, powtarzając sobie kilkakrotnie uprzednie myśli. Czując, iż jestem już trochę zrelaksowana, odszukałam tabelkę z grupą dziewcząt. Skanowałam powoli wzrokiem wszystkie osoby, starając sobie przypomnieć jak dane osoby wyglądały. Byłam przy 17 numerze. Natomiast, kiedy mój wzrok podążył w dół na osiemnastkę, zamurowało mnie. Stałam jak wryta, patrząc z szeroko otwartymi oczami na to co tam pisze: " 18. Isabella Gonzales, kl. II"
         Czułam jak dziwna ulga przechodzi przez moje ciało. Nagle ogarnęła mnie radość. Radość z tego powodu, że mimo wszystko jestem brana pod uwagę.
         - Widzę, że my wiecznie obok siebie. - kiedy poczułam na swojej skórze oddech, całe szczęście zniknęło, zostawiając jedynie po sobie zdezorientowanie. Osoba za mną mówiła szeptem, przez co nie mogłam rozpoznać głosu. Dopiero wyłaniając się zza moich pleców i wskazując na miejsce 18 w tabelce z grupą męską, rozpoznałam dobrze znanego mi szatyna. Momentalnie moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Zwinęłam usta w cienką linijkę, bacznie obserwując go.
         - Czysty przypadek Olivierze. - Mruknęłam, używając jego pełnego imienia. Chłopak skrzywił się, słysząc tę wersję, gdyż nigdy go nie lubił. Ale nim dało się zauważyć jakiekolwiek gesty desperacji, jego wyraz twarzy się zmienił na pewność siebie.
         - A może przeznaczenie Bella? - nie. On nie zapytał. On to stwierdził.
         - Nie wierzę w przeznaczenie. - odpowiedziałam, spoglądając w jego piwne tęczówki. Te, które kiedyś wpatrywały się we mnie z... - I nie nazywaj mnie Bella. - splunęłam, posyłając mu mordercze spojrzenie. Wtedy poczułam na sobie palący wzrok innych uczniów. Wiem, że większość nie wie co się wydarzyło pomiędzy mną a Oli, w końcu miało to miejsce tuż przed moim przyjściem do J.A.S. Jego wzrok również był dla mnie nie do wytrzymania. Nie mogłam dłużej znosić tego, że wspomnienia pojawiały się w mojej głowie, więc odwróciłam się szybko na pięcie, po czym pośpiesznie ruszyłam pod klasę, gdzie odbywały się moje następne zajęcia.
          Nienawidzę go, nienawidzę..

 
 - 5, 6, 7, 8... I hop, krok w bok, wysunięcie się w przód, następnie obrót i powrót ślizgiem do wcześniejszej postawy.
     Tak codziennie zaczynał się mój dzień od dnia, w którym dowiedziałam się, że jestem jedną z kandydatek do wyboru przedstawicielki naszej szkoły. Dziś mija czwarty dzień, a ja z każdym kolejnym dniem zaczynam upewniać się, iż nie podołam wyzwaniu, choć staram się jak tylko mogę. Ćwiczę kroki, gdzie i kiedy tylko mogę. Dosłownie. Nie obchodzi mnie czy jest to park, centrum handlowe czy nawet zwykły przystanek autobusowy. Non stop noszę przy sobie swoją mp4, dzięki czemu mam muzykę z prób przy sobie. Wiecie jak śmieszne są reakcje ludzi na widok mnie tańczącej w miejscach publicznych? Ja tak. Najczęściej napotykam się z wyrazem twarzy, który mówi: "zgłupiała", bądź "uciekła z psychiatryka", albo po prostu z obojętnością, dająca zauważyć ich irytację oraz zazdrość, że sami nie mogą się oderwać od tej monotonii i zaszaleć.
     Ding dong.. Słysząc ten dźwięk otwieranych drzwi metra, odsunęłam się od czerwonej, metalowej rury, będącą podporą dachu, wyszłam z wagonu i ruszyłam żwawym krokiem w kierunku baru kanapkowego, gdzie udawałam się zawsze przed i po szkole. Zmierzając do tylko mi znanego celu, rozglądałam się na boki, choć doskonale znałam na pamięć każdy szczegół minionych budynków, uliczek, ławek czy nawet rozstawienie drzew. A propos drzew. Najbardziej fascynowało mnie jedno, największe drzewo, stojące na samym środku małego parku. Było ono widoczne gołym okiem, ze względu na szerokie rozstawienie gałęzi, a także gruby pień. Pomimo tak pięknego widoku, istnieje wiele historii związanych z tym okazem. Jednakże to już kiedy indziej opowiem..
      Byłam tak pochłonięta myślami, że nawet nie zauważyłam kiedy znajdywałam się blisko baru. Wzrok skupiłam na niewielkim budynku, który umieszczony był pomiędzy dwoma wielkimi domami wielorodzinnymi. Wyróżniał się murami, ponieważ miały ciemny odcień czerwieni przeplatany z szachownicą gdzieniegdzie, co dodawało im aury z lat 60-tych. Na szczycie widoczny był szyld w kształcie gitary, a na instrumencie, wielki neonowy napis "Elvis".
    Przyśpieszyłam kroku, chcąc dotrzeć szybciej na miejsce. Po niespełna kilkunastu minutach, złapałam za klamkę i pociągnęłam za nią. Weszłam do środka, gdzie moim oczom ukazał się pięknie urządzony bar, posiadający dokładnie taką aurę jak i na zewnątrz. Wszystko było robione z myślą o rock and roll-u. Każdy mebel, ozdoba była wspomnieniem z ubiegłych lat. Zwłaszcza kolorystyka dopinała szczegóły w każdym detalu. Dzięki temu, przebywając w tym miejscu można było czuć ducha lat sześćdziesiątych.
        - Kogo moje oczy widzą. Co tak prędko dziś? - usłyszałam znajomy mi od kilku lat głos. Spojrzałam na wysoką, ciemnoskórą kobietę, mającą ponad 50 lat. Miała na sobie biały t-shirt, idealnie dopasowany i ukazujący jej duży biust. Na szyi jak zawsze luźno zawiązana, pomarańczowa chusta, która dopasowana była do spódnicy - o tym samym kolorze - w białe grochy. Chyba nie muszę wspominać jakiego koloru były jej szpilki?
Pomimo takiego wieku, wciąż wyglądała na 30-latkę. Zazdrościłam jej tego jak świetnie wygląda, choć lat jej nie ubywa. Zawsze dbała o swój wizerunek. Nie dała po sobie poznać, iż jej włosy już są siwe z natury, albo ręce pomarszczone od pracy. Wielokrotnie się zdarzyło, nawet byłam świadkiem jak faceci po trzydziestce zagadywali do niej oraz starali się flirtować z kobietą. Jednakże ona skutecznie i sprytnie ich zbywała. Nie mniej mimo to, jestem pewna, że bardzo cieszyła się na komplementy, jakie dostawała od klientów.
       - Skończyliśmy lekcje szybciej, ponieważ pan Smith miał pilne sprawy do załatwienia dotyczące piątkowego finału. - odpowiedziałam, maszerując do drzwi, za którymi znajdywało się zaplecze dla kelnerek. W pomieszczeniu zdjęłam z siebie szkole ubranie, po czym zastąpiłam je czerwoną sukienką w białe grochy. Po schowaniu moich rzeczy do szafki, wyjęłam białe balerinki. Niestety, nie mogłam nosić swoich ulubionych butów reeboka, ponieważ "lata 60-te są eleganckie, a nie uliczne". Nie moje słowa... Mając na stopach buty, podeszłam do małej toaletki. Usadowiłam się na taborecie, który swoją drogą był bardzo niewygodny. Wyjęłam z szuflady grzebień, a następnie zaczęłam robić fryzurę i makijaż. Nie lubiłam tej części przygotowań, jednakże byłam w stanie znieść to, by nie utracić pracy... Po niecałych 10 minutach wyszłam z zaplecza.
      Automatycznie ruszyłam w kierunku lady, jednocześnie zawiązując fartuszek z logiem baru. Po wykonaniu czynności, chwyciłam w dłonie notesik z długopisem i poszłam do nieobsłużonych stolików. Zbierałam zamówienia i dostarczałam je klientom w rytm rock and roll-owej muzyki. Nie ma to jak idealne połączenie pożytecznego z przyjemnością. Robienie tego, co jest częścią życia w pracy, to błogosławieństwo od Boga. Dosłownie. Ile razy się słyszy jak ludzie narzekają na swoją prace? Zbyt często. Jednakże uważam, że to ich wina. Gdyby od początku robili to co kochają i dążyli do połączenia pracy z pasją, byli by szczęśliwi.
       Odbieranie i dostarczanie klientom zamówień było rutyną. Każdy dźwięk dzwoneczka, informującego o przyjściu lub wyjściu z baru, nie był dla mnie jakoś zbytnio szczególny. Nawet teraz, gdy usłyszałam ten charakterystyczny odgłos, nie powiodłam z zaciekawieniem wzrokiem. Spisałam na karteczce zamówienie od starszego pana i zaczęłam ruszać do lady, aż nagle zderzyłam się z czymś twardym. Byłam bardzo zaskoczona, ponieważ nie miałam możliwości odsunięcia się czy choćby najmniejszej szansy na upadek, ponieważ czułam jak w pasie oplatają mnie dwie silne pary ramion. Chcąc nie chcąc skierowałam wzrok w górę, by dostrzec osobnika, stojącego tuż przy mnie...

                                                                     * * *
Zakończenie w najmniej odpowiednim momencie, ale niedosyt muszę pozostawić.
Wróciłam po prawie roku czasu na ten blog wraz z nowym pomysłem na opowiadanie. Początek jaki był, taki jest, ale dalsze losy będą (mam nadzieję) bardziej tajemnicze i ciekawsze. Rozdział raz lub dwa razy w miesiącu.. To na tyle. :)

ask: https://ask.fm/jacksonsartschool